piątek, 27 grudnia 2019

Who Can Kill a Child? / ¿Quién puede matar a un niño? (Czy zabiłbyś dziecko? 1976



Dzieci to temat bardzo ważny w kinie, zwłaszcza w dramatach. W horrorach pojawiają się przeważnie jako te niewinne istoty krzywdzone lub straszone przez dorosłych albo przez potwory. Ścigane, zaszczute, sprowadzone do postaci małych, dygoczących banieczek, które bardzo łatwo zniszczyć, są kompletnie bezbronne w obliczu zagrożenia. A co będzie jeśli te słodkie, niewinne istoty zostaną przedstawione jako złe i zabójcze monstra skłonne do niecnych czynów?

Psychologowie od dawna spierają się na temat natury dzieci. Jak pokazuje historia wielokrotnie dopuszczały się one okrutnych czynów, tylko żeby przetestować, jak daleko mogą się posunąć, gdzie są narzucone przez społeczeństwo granice. Inną motywacją była też ciekawość, jak to jest zabić. Historie takie jak, morderstwo trzyletniego Jamiego Bulgera przez dwóch dziesięciolatków albo sprawa masakry w Columbine, pokazują, że nawet dzieci są zdolne do zabicia człowieka.

A teraz dodajmy jeszcze do tego historię wojen XXI wieku, w których zginęło kilka milionów dzieci i mamy cały obraz ich cierpienia. Od tego właśnie zaczyna się film mało znanego, pochodzącego z Urugwaju hiszpańskiego reżysera, Narciso Ibáñeza Serradora, Mamy tu przeplatany śpiew dziewczynki i dokumentalne zdjęcia z kilku wojen i klęsk. Sceny te pokazują cierpienie dzieci i są jakby wstępem do ukazania zmiany, która w nich zachodzi.



Głównymi bohaterami są młodzi małżonkowie, Tom (Lewis Fiander) i Evelyn (Prunella Ransome). Podróżują oni do Hiszpanii, gdzie chcą się osiedlić w małej mieścinie na wyspie. Co ważne, Evelyn jest w stanie błogosławionym. Po dotarciu na wysepkę zauważają, że nie ma tam w ogóle dorosłych ludzi. Widzą tylko kilkoro dzieci. W pewnym momencie zauważają jak mała dziewczynka tłucze kijem starszego mężczyznę, który potem jest zawieszony w szopie i służy dzieciom jako piniata. Od tego momentu film przeradza się w rasowy horror.

Nie zdradzając więcej fabuły muszę tylko dodać, że poprowadzona jest po mistrzowsku, a klimat, jaki udało się stworzyć reżyserowi jest bardzo ciężki. Zwłaszcza jeśli rozważymy aspekty moralne. Do czego zdolny jest dorosły mężczyzna, mąż kobiety w ciąży, by uratować ją, nienarodzone dziecko i siebie samego? Jak daleko można się posunąć, jeśli atakują nas dzieci? Film odpowiada na te pytania, ale robi to w sposób niejednoznaczny. W momencie śmierci dziecka i tak można poczuć, że to broniący się dorosły człowiek źle robi. I właśnie ten dysonans jest największym atutem tego filmu, który w wielu momentach wykracza poza ramy horroru. Daje on dużo do myślenia na temat natury zła, ale nie tylko dziecięcego, ale też dorosłego.



Realizacyjnie film wygląda bardzo dobrze, dobre ujęcia kamery, świetne lokacje, przywodzące na myśl Antropophagusa oraz bardzo dobre aktorstwo. Para dwojga głównych bohaterów jest kapitalna. Zwłaszcza Fiander w roli męża. Widać u niego rozterki moralne, jakie malują mu się na twarzy w kluczowych momentach filmu, zmęczenie po intensywnej nocy oraz poddanie się pod koniec filmu. Ransome jest także bardzo dobra jako strudzona kobieta w ciąży. Dzieci natomiast są bardzo naturalne i nic nie udają. Grają siebie i w większości wyglądają jak niewinne aniołki, co tylko potęguje szok, jaki można przeżyć jak zaczynają się "bawić".

Film polecam wszystkim, nie tylko fanom horroru. Ci jednak powinni szykować się na wielką ucztę, gdyż jest to jeden z najlepszych europejskich filmów tego gatunku z lat 70.

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Born of Fire 1987

Film staje się dziełem kultowym (chodzi o angielskie znaczenie "cult movie"), jeśli początkowo przechodzi bez echa, natomiast po...