piątek, 27 grudnia 2019

Death Line / Raw Meat (Linia śmierci) 1975



Horrorów, których akcja dzieje się w metrze powstało tak naprawdę niewiele. Jak choćby świetny Lęk i całkiem dobry Nocny pociąg z mięsem. Samo miejsce akcji już na sam początek przywołuje dreszcze, zwłaszcza u osób cierpiących na klaustrofobię. Wąskie tunele, ciemność, zatęchłe powietrze. Aż się prosi o umiejscowienie planu filmowego horroru. W 1972 roku Gary Sherman, debiutujący reżyser i scenarzysta, zgromadził ekipę filmową z dwoma bardzo znanymi wtedy aktorami (Donald Pleasence i Christopher Lee) na czele. Nakręcili film mocny, mroczny, pełen przemocy i wręcz zezwierzęcenia. Film, z którego cenzura brytyjska kazała wyciąć kilka scen, a w USA poleciał tylko w grindhouse'ach.


Opowiada on historię dwojga studentów mieszkających w Londynie (David Ladd i Sharon Gurney). Pewnej nocy wysiadając z metra widzą nieprzytomnego człowieka leżącego na schodach. Gdy idą po pomoc do konstabla, mężczyzna znika. Okazuje się, że był to wysoko postawiony urzędnik państwowy, w związku z czym sprawa powolutku rusza na lokalnym komisariacie. Prowadzą ją zmęczony życiem inspektor Calhoun (Pleasence) i jego pomocnik, sierżant Roberts (Norman Rossington).

Jedna scena z tego filmu zapadnie każdemu w pamięć. W zasadzie jest to jedno ujęcie trwające kilka minut. Pokazuje ono pomieszczenie wewnątrz tunelu metra, a dokładniej to, co się w nim znajduje. Kamera powoli i systematycznie dokumentuje pokój kanibala. Niedojedzone zwłoki, obżarte części ciała, larwy i brud. Jakieś proste narzędzia i naczynia, lampę naftową i w końcu samego kanibala kucającego nad umierającą partnerką. Jest ta scena z jednej strony obrzydliwa, ale poniekąd jest także przejmująca. Podobnie z samym złoczyńcą. W pewnym momencie nawet zaczyna się mu współczuć (pod warunkiem, że zobaczy się dramat człowieka za fasadą brudnego i zadżumionego kanibala).



Raw Meat jest filmem trudnym w odbiorze, momentami niespiesznym, często z artystycznym zacięciem kina niezależnego. Ujęcia kamery są czasami długie i mogą niektórych widzów odrzucić bardziej niż wciągnąć. Nie jest to jednak mankament filmu, gdyż potęguje surową wymowę dzieła Shermana.

Po seansie podróż metrem już nigdy nie będzie taka sama, zwłaszcza jeśli kiedyś będzie mi dane poruszać się w ten sposób po Londynie po zmroku...

10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Born of Fire 1987

Film staje się dziełem kultowym (chodzi o angielskie znaczenie "cult movie"), jeśli początkowo przechodzi bez echa, natomiast po...