piątek, 27 grudnia 2019

Antropophagus (Ludożerca) 1980



Włoskie horrory przeżywały okres największej popularności w latach 70. i na początku lat 80. Z tamtych czasów pochodzą najlepsze tytuły tego nurtu (Suspiria, Zombi 2, Cannibal Holocaust). W tamych latach swój szczyt twórczy osiągnął również Joe D'Amato, reżyser horrorów, filmów porno i horrorów porno. Swoją karierę zaczął od kręcenia spaghetti westernów, po czym przeszedł do nakręcenia 5 części słynnego erotycznego cyklu Emmanuelle. Stawały się one coraz bardziej przepełnione przemocą, co zaowocowało transgresją w stronę kina grozy. W 1979 pojawiło się jego magnum opus - mroczny, psychologiczny horror Buio Omega. Dzięki temu filmowi D'Amato zyskał status twórcy kultowego. Jego następny horror, Antropophagus, także zaliczany jest do klasyki włoskiego kina gore.

Antropophagus to słowo pochodzące z łaciny i znaczące "jedzący ludzi", co doskonale oddaje myśl przewodnią filmu i, o dziwo, idealnie pasuje do polskiego tłumaczenia tytułu - Ludożerca. Głównymi bohaterami filmu jest grupka turystów podróżujących po Grecji. Julie, jedna z podróżnych, chce popłynąć na małą, oddaloną od lądu wysepkę, gdzie mieszkają ludzie, których córką kiedyś się zajmowała. I jak to w horrorach jest w zwyczaju, wszyscy godzą się, żeby z nią tam popłynąć. Dalsze losy turystów to festiwal gore, mrocznej atmosfery i, niestety, wszechobecnej nudy.



Głównym "złym" filmu jest ludożerca (w internecie ma swoje imię, które ani razu nie pada w filmie - Nikos Karamanlis, może jest gdzieś napisane), mężczyzna, któremu odbiło po zabiciu własnej żony i prawdopodobnym zjedzeniu jej i ich martwego synka. Grany jest perfekcyjnie przez naczelnego złoczyńcę kina włoskiego, George'a Eastmana. Tuła się on po wyspie i zjada wszystkich, którzy tam mieszkają lub się pojawiają. Obłęd ludożercy widoczny jest w praktycznie każdej scenie, w której się ukazuje, a, niestety, nie jest ich za wiele. Pierwszy raz widzimy go w 52 minucie! Do tego czasu pomiędzy rozmawianiem o niczym, a snuciem się po opustoszałym mieście, jedyną sceną godną jakiegokolwiek odnotowania jest scena wróżenia z kart.

I właśnie to jest największym mankamentem filmu. Tytułowy ludożerca został zmarginalizowany i przez większość filmu nic się nie dzieje. Fakt, atmosfera grozy jest cały czas na miejscu, ale nic z tego nie wynika, i do momentu, gdy coś się faktycznie zaczyna dziać, widz ma już dość.

Jeśli chodzi o clou włoskiego horroru czyli efekty gore, to są naprawdę dobre, choć widać w nich taniochę. Kilka scen przeszło do historii kina klasy B (wyrwanie i zjedzenie płodu!) i dla nich samych warto film obejrzeć. Szkoda tylko, że film się tak strasznie pogubił, bo mógł być arcydziełem kina gore.

5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Born of Fire 1987

Film staje się dziełem kultowym (chodzi o angielskie znaczenie "cult movie"), jeśli początkowo przechodzi bez echa, natomiast po...