piątek, 27 grudnia 2019

Prison (Więzienie) 1987



Opuszczone więzienie lub szpital psychiatryczny to jedne z najlepszych miejsc na nakręceniu filmu grozy. Co rusz twórcy kina grozy sięgają po te lokacje, zwłaszcza ze względu na okrucieństwa, które przeważnie miały miejsce w tych budynkach. Malefique, Dziewiąta sesja czy chociażby American Horror Story: Asylum, w każdym z tych filmów / seriali czuć atmosferę zaszczucia. Ludzie zamknięci w celach mogą sami stać się potworami, a co jeśli jeszcze dodać wściekłego ducha?

Film Więzienie zaczyna się od sceny śmierci na krześle elektrycznym. Co ciekawe, całą drogę z celi na krzesło obserwujemy oczami skazańca, aż do momentu pociągnięcia za wajchę. Wtedy kamera przechodzi do normalnego trybu i obserwujemy śmierć Charlesa Forsytha (Kane Hodder). Kilkanaście lat później więzienie, w którym odbyła się właśnie ta egzekucja zostaje ponownie przekazane do otwarcia. Nowym naczelnikiem zostaje Eaton Sharpe (Lane Smith), który był obecny przy śmierci Forsytha. Dostaje on pod opiekę 300 więźniów i ma za zadanie przywrócić świetność starego więzienia. Gdy zleca dwóm podopiecznym przebicie się do zamurowanej komory egzekucyjnej, zaczynają ginąć ludzie w bardzo dziwnych okolicznościach.



W filmie zobaczyć można kilku dobrych aktorów, a ich aktorstwo stoi na przyzwoitym poziomie. Pielęgniarką więzienna jest Chelsea Field, a teoretycznie głównym bohaterem Viggo Mortensen. Jest to jedna z jego pierwszych ról i niestety wypada raczej słabo. Wśród więźniów mamy bardzo stereotypowe postacie: włoski gadatliwy głupek (Ivan Kane), czarnoskóry mędrzec (Lincoln Kilpatrick), biały biker-gwałciciel (Steven E. Little - jedyna rola w życiu) oraz nietypowy dla tego typu kina, szaman voodoo (Larry Flash Jenkins). Za kamerą stanął mało wtedy znany Renny Harlin - człowiek, który własnoręcznie pogrążył wytwórnie Carolco - odpowiedzialną za Rambo i Terminatora. Okazało się, że w horrorze spisuje się naprawdę dobrze, co potwierdził później czwartą częścią opowieści o Freddy'm Kruegerze, Koszmar z ulicy Wiązów 4: Władca snów oraz w 2009 bardzo dobrym horrorem Tragedia na przełęczy Diatłowa.



Jeśli chodzi o najważniejsze dla horroru elementy, jest bardzo dobrze. Postać Forsytha, której przez większość filmu nie widzimy, potrafi zdziałać naprawdę pomysłowe rzeczy. Więźniowie i strażnicy giną w spektakularny sposób, są upieczeni żywcem, rozerwani na strzępy kablami, owinięci drutem kolczastym, a wszystko to w stylu Oszukać przeznaczenie, które powstało dopiero 14 lat później. Efekty specjalne momentami wyglądają na przestarzałe, ale nie jest źle. Jedyne do czego można się przyczepić to, niestety, brak grozy. Muzyka i mroczne ujęcia tworzą odpowiedni klimat, ale nie do końca jest on wykorzystany. Od połowy jest to bardziej horror akcji niż straszak.

Film można obejrzeć, jeśli jest się fanem klaustrofobicznych i mrocznych lokacji, lub jeśli uwielbia się Mortensena. Miłośnicy efektów gore w kilku scenach też zaspokoją swoich wewnętrznych sadystów.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Born of Fire 1987

Film staje się dziełem kultowym (chodzi o angielskie znaczenie "cult movie"), jeśli początkowo przechodzi bez echa, natomiast po...