W latach 70. powstało wiele dziwactw filmowych. Horror był
wręcz nimi wypchany po brzegi. Kurioza te zostały albo kompletnie zapomniane,
albo otrzymały status dzieła kultowego. Niektóre z nich wytrzymały próbę czasu
i nawet dziś potrafią wywołać duże emocje. Jednym z takich tytułów jest The
Baby z 1973 roku. Jest to film, który pojawił się zaledwie w kilku kinach i
przeszedł bez echa. Jednak po latach zdobył uznanie niszowej widowni i w
pewnych kręgach krytyków uważany jest za dzieło o wysokiej jakości, ze średnią
93% na Rotten Tomatoes.
Film opowiada historię pracownicy socjalnej, Ann (Anjanette
Comer), która odwiedza rodzinę Wadsworth w ich pięknym domu. Mieszkają tam trzy
kobiety, głowa rodziny (Ruth Roman) i jej dwie córki, piękna Germaine (Marianne
Hill) i lekkoduszna Alba (Susanne Zenor) oraz ich młodszy brat. To właśnie on
jest najważniejszą postacią filmu. Baby (David Mooney), bo tak ma na imię, ma
umysł rocznego dziecka zamknięty w ciele dorosłego mężczyzny. Gaworzy, rzuca
zabawkami, bierze wszystko do buzi – zachowuje się tak, jak każdy bobas. Życie
rodziny podporządkowane jest stałej opiece nad nim, ale od samego początku
czuć, że coś jest mocno nie tak. Sam fakt, że Baby nie ma normalnego imienia
jest wielce wymowny. Ann zaczyna przyglądać się bliżej chorobie i rozwojowi
Baby’ego, a widz zauważa, że to też nie do końca bezinteresowna pomoc.
W pierwszych minutach film wydaje się zbyt campowy, żeby
można go było traktować serio. Rola Mooneya jest tak karykaturalna, że wydaje
się wręcz naigrywaniem z osób chorych. Wywołane jest to głównie dysonansem
między zachowaniem niemowlaka a wyglądem dorosłego człowieka. Aktor
przygotowując się do roli spędził dużo czasu z upośledzonymi dziećmi i starał
się oddać ich zachowanie w filmie. Niestety, ta rola była także jego
przekleństwem, ponieważ nigdy nie zagrał już żadnej innej poza kilkoma nic
nieznaczącymi.
W środkowej części film przeradza się w dobry thriller, po
to aby skończyć jako rasowy horror. Pełno jest w nim scen bardzo sugestywnych,
wprawiających widza w dyskomfort. Wiele z nich związanych jest z dziwacznym
zachowaniem rodziny Wadsworth, ale są też sceny przemocy oraz piorunująca wręcz
końcówka, która zmienia film w arcydzieło campu.
Jak określił to jeden z krytyków, w dzisiejszych czasach
taki film by nie powstał. Za dużo jest tu kontrowersji i wynaturzeń. Zbyt mocny
jest wydźwięk przesadnego feminizmu tłamszącego jedynego mężczyznę w rodzinie.
9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz